Łubowice wał

50°09'40.77" N, 18°13'29.07" E

Lubowitz Wall

09 08 1806
Dojeżdżaliśmy do Łubowic. Przed nami rozpościerała się szeroka,
wspaniała, odgraniczona Karpatami równina, przez którą przepływa
Odra. Po drugiej stronie wznosiły się niebieskie, stare lasy, a przed
nami rodzinny zamek. Byliśmy jeszcze jakieś pół mili od dworu,
gdy wyskoczył nam naprzeciw porucznik Poser z Pułku Kawalerii
Büntinga, aby nas powitać. Gdy zbliżaliśmy się do Łubowic, ze wszystkich
wałów rozległ się donośny huk wystrzałów armatnich. Grzmiały
wszystkie bębny i trąby, a cała wieś się temu przypatrywała. Wtem
wyszedł nam naprzeciw nasz kochany pan kapelan, rzuciliśmy mu
się na szyję; to on był dowódcą tej wielkiej kanonady. Widzieliśmy
też, jak dzierżawca Adametz biegł przez pole. Usłyszawszy pierwszy
wystrzał armatni, podążał nam naprzeciw. Wśród okrzyków radości
wszystkich zgromadzonych doszliśmy aż do płotu, gdzie przecinają
się drogi do Sławikowa i Raciborza. Tutaj stał łuk triumfalny z napisem
„Salve”, a obok stary kucharz i stary Lorenz, przebrani za
Kozaków, z dużymi wąsami. Zaprezentowali broń i niczym prawdziwa
straż zapytali nas o hasło. Za nami wciąż strzelano, bito w bębny,
a trąby trąbiły jak te pod Jerychem, co zburzyły mury miasta. Tak
w triumfi e wracaliśmy do naszej ojczyzny, spędziwszy pół roku na
starym, obecnie nieistniejącym już uniwersytecie, zwanym Fridericiana,
w Halle.


09 08 1806
Nun fuhren wir nach Lubowitz zu. Die weite, herrliche Ebene, welche der
Oderstrom durchströmt und die Karpathen begrenzen, eröff nete sich
uns. Jenseits erhoben sich die blauen, alten Wälder, und vor uns lag
das väterliche Schloss. Noch waren wir eine halbe Meile entfernt,
als uns Herr Leutnant Poser vom Büntigschen Kavallerieregiment
entgegensprengte, um uns zu empfangen. Als wir uns Lubowitz nahten,
erhob sich ein fürchterlicher Kanonendonner von allen Wällen
der Feste Lubowitz, aus allen Bombenkesselschlünden. Pauken und
Trompeten schmetterten, und die ganze Gemeinde sah zu. Nun kam
uns unser lieber Herr Kaplan entgegen, dem wir recht herzlich um
den Hals fi elen, und welcher der Kommandeur der großen Kanonade
war. Nun sahen wir auch den Herrn Pächter Adametz über das Feld
gesprungen kommen, welcher gleich auf den ersten Knall, den er
hörte, herbeilief. Wir gingen nunmehr unter dem Freudengeschrei
aller Anwesenden weiter bis zum Zaun, wo sich die Wege nach Ratibor
und Slawikau kreuzen. Hier stand ein Triumphgerüste mit der
Überschrift Salve. Der alte Koch und der alte Lorenz standen, als
Kosaken verkleidet, mit großen Zwickel- und Schnurrbärten. Diese
präsentierten vor uns das Gewehr und fragten uns aus gleich einer
Torwache. Hinter uns feuerte man immerfort, rührte die Trommeln,
und die Trommeten schmetterten wie die Posaune vor Jericho, welche
die Mauern zusammenbrach. So zogen wir also im Triumph ein in
unsere Heimat, nachdem wir ein und ein halbes Jahr auf der alten,
jetzo aufgehobenen Universität, Fridericiana genannt, zu Halle